wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 7.

Siedziałam przy łóżku w zakrwawionej dłoni ściskając długopis. Czułam się coraz słabsza, ręce mi drżały a rany piekły coraz bardziej. Ostatkiem sił napisałam jeszcze dwa słowa Chce umrzeć! Bezwładnie opadłam na podłogę a ostatnie co pamiętam to trzask i otwierające się drzwi.
Czułam straszny ból w okolicy lewego nadgarstka, chciałam otworzyć oczy ale moje powieki wydały mi się wtedy najcięższą rzeczą na świecie.
- Harry nie denerwuj się tak! -  Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi i głos należący najprawdopodobniej do Ree.
- Jak do cholery mam się nie denerwować? - Prawie krzyczał
- Nic jej nie będzie - Uspokoił go Liam
- Popatrzcie na te kable - Powiedział tak cicho że ledwo go usłyszałam
- Wiemy że ci się podoba ale... - Nadal próbowałam otworzyć oczy, ale teraz wydawało się dużo prostsze - Cii... budzi się - Uciszył ich Lou
Rozchyliłam powieki i nawet nie zdziwiło mnie to że jestem w szpitalu. Nie pamiętam ile razy już próbowałam to zrobić... zabić się. Po kilku nieudanych próbach straciłam rachubę.
Wszystkie oczy skierowane były na mnie... no prawie wszystkie. Harry, wyglądał na mega zdołowanego. Trochę jak by się martwił, ale chyba nie o mnie?
- Harry kochanie - Zaczęłam przesłodzonym tonem - Co taki smutny jesteś? Uświadomiłeś sobie że wcale nie jesteś taki fajny za jakiego się uważasz - Udałam przejętą
- Widzę że żarty się ciebie trzymają - Zaśmiał się nerwowo
- A dlaczego miało by być inaczej? - Prychnęłam
- Wczoraj chciałaś się zabić... prawie co się udało - Podniósł głos - A dzisiaj jak gdyby nigdy nic się śmiejesz? A co by było gdybyśmy nie wyważyli drzwi? - Prawie krzyczał ale raczej nie był zły raczej się martwił
- Wreszcie by mi się udało...- Powiedziałam do siebie ale oni usłyszeli bo popatrzyli na mnie z wytrzeszczonymi oczami
- Co by ci się udało?
- Zabiła bym się... moje życie to jedna wielka pomyłka - Krzyknęłam a wszystkie te urządzenia zaczęły szybciej pikać
- Za dużo tego jak na mnie... - Styles zerwał się z krzesła i zdenerwowany wyszedł.
W sali zapanowałam głucha cisza. Nikt nic nie mówił. Siedzieli i gapili się na mnie jak na ducha.
- Nie miałam tego na myśli - Powiedziałam cicho
- Ja wiem... - Ree przytuliłam mnie mocno a jej głos drżał. Po chwili dołączyła się pozostała czwórka.
Drzwi do sali dotworzyły się i weszła stara pielęgniarka. Była pomalowana mocną różową szminką i wyglądała na typową jędze. Nie pomyliłam się zbyt wiele bo już po chwili jej skrzekliwy głos przerwał ciszę.
- Pacjentka musi odpoczywać. Proszę stąd wyjść - Praktycznie wykopała ich za drzwi
Zawsze myślałam że pielęgniarki powinny być czystym wcieleniem anioła a ta raczej przypominała kobiecą wersje Lucyfera. 
- Jak długo tu będę - Zapytałam najmilej jak umiałam 
- Jak dla mnie możesz wyjść już dzisiaj, ale twój lekarz kazał ci zostać do do końca tygodnia - Wyskrzeczała, brzmiała gorzej od żaby
- Nie dało by się tego jakoś przyspieszyć? - Jęknęłam. Nie skakałam z radości na wieść kilku dniach spędzonych tutaj
- Masz na ręce 23 szwy - Podniosła głos - Następnym razem pomyśl zanim będziesz chciała się zabić. - Podniosła głos
- Jasne - Spuściłam głowę. Dopiero teraz dotarło do mnie co chciałam zrobić
Kobieta wyszła a ja zostałam sama... oczywiście nie na długo. Zaraz po jej wyjściu do sali wparowała cała reszta.
- Wredne babsko - Syknęła Ree
- No nie była zbyt przyjemna - Zaśmiałam się
- Kiedy wychodzisz? -Zapytał Lou 
- Jutro- Skłamałam. Nie miałam zamiary zostać tam ani chwili dłużej 
- Co? Tak szybko? Co za brak odpowiedzialności! Mogłaś umrzeć! Muszę porozmawiać z twoim Lekarzem... - Włączyła się katarynka Li
- Ani się waż - Złapałam go za róg koszuli kiedy tylko poderwał się z krzesła
Niechętnie opadł na swoje miejsce. Na chwilę zapanowała cisza którą szybko przerwałam.
- Gdzie właściwie poszedł Harry?
- A co stęskniłaś się za swoim "kochaniem"? - Zapytała podejrzliwie Ree
- Najchętniej bym go nie oglądała ale... cóż... muszę mu coś wyjaśnić - odpowiedziałam
- Siedzi na ławce przed szpitalem... zawołam go - Na ochotnika zgłosił się Niall
- Sama do niego pójdę - Zaczęłam się podnosić
- Nie! - Zabronili mi wszyscy na raz
- Spoko... gorsze rzeczy przeżyłam - Machnęłam ręką i jednym szybkim ruchem odczepiłam wszystkie kable
Windą zjechałam na sam dół a potem skierowałam się do ogrodu gdzie pacjenci szpitala mogli spacerować z odwiedzającymi ich rodzinami. 
Na ławce pod drzewem siedział Harry. Miał spuszczoną głowę i z wielkim zainteresowaniem wpatrywał się w ziemię.
- Widzisz coś tam? - Zapytałam siadając obok
- Nieważne - Nawet na mnie nie spojrzał
- Nie chodziło mi o to że... - Urwałam - Znaczy... wiem, byłam głupia - Westchnęłam
Zapanowała głucha i krępująca cisza. Z nudy zaczęłam bawić się palcami. Czułam się winna nie dla tego że mogłam się zabić... raczej przez to że naraziłam na stres przyjaciół i Stylesa.
- On ci to zrobił? - Zapytał przerywając milczenie. Popatrzyłam na niego lekko zmieszana. Nie rozumiałam o co mu chodzi - Twój ojciec cie pobił? - Zapytał kładąc dłoń na moim policzku w miejscu w którym znajdował się spory siniak.
Po moich pelach przeszedł dreszcz. Zamknęłam oczy i przez chwilę zatopiłam się we własnych myślach. Szybko się jednak otrząsnęłam. Na moje usta wkradł się cień uśmiechu. 
- Weź tą rękę kochanie - Jak zwykle użyłam przesłodzonego tonu, który bardzo polubiłam
- Psujesz chwilę - Szepną nadal gładząc mój policzek
- Bierz te łapy Styles - Podniosłam trochę głos
- 6 dni - Stwierdził bardziej do siebie
- Musisz bardziej się postarać - Wstałam z ławki
- Czyli jest jakaś szansa? - Zapytał przygryzając wargę
- Nie - Pokręciłam głową i ruszyłam w stronę budynku 
- Ei! Gdzie ty idziesz? - Podbiegł do mnie
- Do środka. Jest mi zimno - Oznajmiłam nie zwalniając
- Mogę dać ci moją bluzę - Zaproponował ochoczo
- Nie masz bluzy - Popatrzyłam na niego jak na idiotę
- No tak... - Zastanowił się - Coś wymyśle!
- Spadaj Styles! - Zatrzymałam się
- Za buziaka - Pokazał na swój polik
- He... kpisz - Prychnęłam i znowu zaczęłam iść tylko dwa razy szybciej 
- No weź Lotty!
- Papa kochanie - Pomachałam mu wchodząc do windy.
Chciał wejść za mną ale zanim dobiegł, drzwi się zamknęły
Weszłam do białej sali z 3 pustymi łóżkami i jednym w którym miałam dzisiaj spać. Moi przyjaciele siedzieli na krzesłach tak jak  ich zostawiłam.
- Możecie iść do domu  - Odpowiedziałam rozwalając się na wyjątkowo wygodnym łóżku.
-  Nie zostawimy cię tu samej - Zarzekał się Zayn.
- Błagam wróćcie do domu i zabierzcie z powrotem tego idiotę - Wskazałam na Harrego który właśnie wszedł do sali 
- Czyżby kłótnia małżeńska? - Zapytał Lou poruszając brwiami w górę i w dół
- Louis, to że jestem w szpitalu nie znaczy że jestem słabsza niż zazwyczaj - Zamachnęłam się nad głową chłopaka a on tylko się skulił
Wiedziałam że się mnie nie boi ale co tam, spróbować zawsze można.
- Dobra, dobra mała - Pomachał rękami w geście obrony
- Stary - Pokazałam mu język a on udał urażonego na co wszyscy się zaśmiali - Dobra jedźcie już do domu, jestem pewna że żadne z was nie lubię przebywać w szpitalu.
- No dobra, ale przyjedziemy jutro z samego rana - Oznajmił Niall
- Od razu jak wstaniecie? - Zapytałam unosząc brew
- No może troszkę później... musimy coś zjeść! - Podkreślił ostatnie słowo
- No i zrobić sexy fryzurkę - Zayn poprawił włosy
- Jasne, będę czekać około 20:00 - Pokiwałam głową
Odprowadziłam ich do wyjścia ze szpitala. Kiedy byliśmy już pod samymi drzwiami pożegnałam się z każdym po kolei, nawet Harremu rzuciłam krótkie "cześć" 
Nadszedł czas na pożegnanie z Loreen
- O nie kochana, może oni jadą - Pokiwała palcem - Ja tu zostaję
- Na prawdę zrobisz to dla mnie? - Ucieszyłam się, no bo od samotnej nocy w szpitalu lepsza może być tylko noc w szpitalu z przyjaciółką
- Dla ciebie wszystko 
- Kochana jesteś - Przytuliłam ją
- Dobra, dobra bo się popłacze - Lou udał obrzydzenie
-Spadaj Tomlinson - Ree bez zawahania trzepnęła go w głowę


Od autorki:
Rozdział taki sobie, 
wiem że jest nudny i krótki,
ale na swoje usprawiedliwienie
mam to że w 90% był on pisany 
na po-sylwestrowym kacu więc...
mogło być wiele gorzej.
A jak wypadł wasz sylwester?
Chce się wam chodzić do szkoły?
KOMENTUJCIE
OBSERWUJCIE
HEJTUJCIE
WHATEVER 




Rozdział 6.

Od naszej wycieczki do cyrku - Dlaczego akurat do cyrku? WTF? - Minęło kilka dni. Nadeszła długo oczekiwana przeze mnie sobota. Na reszcie nie musiałam martwić się szkołą. Głowę zaprzątała mi inna myśl. Pierwszy raz od przeprowadzki miałam iść do pracy, czyli też spotkać się z ojcem.Nie wiedziałam jak zareaguje. On był nieobliczalny. Wchodząc do kuchni zabrałam jedno z zielonych jabłek, które stały w szklanej misce na stole.
- Na razie - Pomachałam wszystkim i udałam się w kierunku drzwi
Oczywiście natknęłam się na Stylesa.
- O, a dokąd się wybiera moja królewna? - Spytał podchodząc bliżej
- Gówno cię to obchodzi, ale zapytać się możesz - Ominęłam go obojętnie
- Tak się składa że mi się nudzi i możemy iść razem - Powiedział z szeroki uśmiechem
- Wystarczy mi że muszę cię teraz oglądać
- Daj spokój, i tak wszyscy wiemy że ci się podobam
- Tak? A mi się wydawało że to ty masz urojenia... heh no popatrz jakich ciekawych rzeczy się dowiaduje - Prychnęłam
- Jak długo chcesz zgrywać niedostępną - Zapytał idąc w moim kierunku
- Nie lubię cię, kiedy to do ciebie dotrze? - Zapytałam robiąc krok w tył
- Emm... nigdy? - Odpowiedział jak by to było oczywiste
Cały czas szedł w moją stronę, ja też zaczęłam się cofać, ale oczywiście musiała tam być ściana - Po co ktoś ją tam postawił? - Przyparł mnie do niej, pochylając się nade mną. Po całym moim ciele przebiegł dreszcz, a jednocześnie zrobiło mi się niesamowicie ciepło. Ręce zaczęły mi drżeć a oddech przyspieszył. Dlaczego on tak na mnie działa? To jest mocno niesprawiedliwe
Cały czas próbowałam myśleć racjonalnie, ale jakoś mi to nie wychodziło.
- Widzisz? - Zamruczał - Wydaje mi się że między nami mogło by coś jednak być
- Tak - Przytaknęłam a on lekko się uśmiechnął - Gruba szyba! - Dodałam oschle - Puścisz mnie? - Zapytałam cały czas licząc że powie "tak"
- Oczywiście że nie - Zaśmiał się
- Jeśli mnie nie puścisz to pożałujesz - Zagroziłam
- A co ty mi możesz zrobić - Zaśmiał się i nie dziwiłam się że się nie przestraszył. No bo kto by się bał takiej "malutkiej" dziewczynki jak ja?
- Nie powiem ci... to będzie niespodzianka - Powiedziałam tajemniczo - Na początku będziesz się z tego śmiał, ale jak już zaczniesz mnie widzieć wszędzie i bać się wszystkiego co ze mną związane... pomoże ci tylko psycholog - Zaśmiałam się diabolicznie - Więc, kochanie - Powiedziałam przesłodzonym tonem - Liczę do trzech...
- Uu... ta kocica drapie - Szepnął mi do ucha, specjalnie je przy tym muskając ustami, przez co lekko zadrżałam. Jestem pewna że się uśmiechnął... tak słodko jak zawsze... zaraz co?
- Raz... - Zaczęłam odliczać - Dwa...
- Masz szczęście że mi się podobasz - Puścił mnie
- Masz szczęście że mnie puściłeś - Odepchnęłam go od siebie bardziej i szybko ruszyłam do drzwi.
"7 dni" usłyszałam wychodząc, ale tylko przewróciłam oczami i skierowałam się na najbliższy przystanek.
Jak to jest że autobus zawsze się spóźnia? - Cały czas się na tym zastanawiałam, może dlatego że stoję na tym cholernym przystanku już jakieś 30 minut i nadal go nie ma. Do tego pada deszcz, a przystanek nie jest zadaszony... o ile przystankiem można nazwać metalowy słup z tabliczką przedstawiającą autobus...
Kiedy w końcu pojazd przyjechał, okazało się że jest przepełniony ludźmi. Zobaczyłam wolne miejsce w tyle. Ruszyłam w pościg żeby nikt mi go nie zajął i kiedy już miałam usiąść, jakaś starsza pani położyła sobie na tym właśnie miejscu torbę z zakupami? Serio? Nie no... w sumie racja, przecież te pomidory czy co tam miała są takie zmęczone...
Całą drogę musiałam przestać, a przez kilometrowe korki dojazd trwał jakieś półtory godziny.
Wbiegłam do wieżowca, a z moich ubrań wręcz kapała woda. Chciałam szybko wjechać na 16 piętro i odbębnić to co miałam dziś do zrobienia... ale nie, zawsze wszystko misi iść pod górkę... winda była zepsuta i musiałam zasuwać po schodach, NA 16 PIĘTRO!
Jak by ten dzień nie był już wystarczająco beznadziejny... Wręcz wpadłam do studia. Od razu napotkałam gniewne spojrzenie ojca.
- Doprowadzasz mnie do szału - Złapał mnie za ramię i mocno zacisnął na mim palce
- Przepraszam ale... - Spuściłam głowę bo w oczach zebrały mi się łzy. Wiedziałam co zaraz zrobi
- Nie obchodzą mnie żadne ale. Skoro jesteś wystarczająco dorosła na wyprowadzkę, to prace też znajdź sobie sama - Szarpnął całym moim ciałem
- Zwalniasz mnie? - Pisnęłam
- Nie dosłyszała? - Pogroził mi palcem
Wyrwałam się z jego uścisku i wściekła skierowałam się do drzwi
- Dupek - Syknęłam do siebie, ale on usłyszał
Złapał mnie za rękę i szybko obrócił w swoją stronę, z zaraz potem wymierzył mi cios w twarz. Poczułam jak z nosa wycieka mi stróżka krwi. Upadłam a on zaczął kopać mnie po całym ciele. Starałam się zasłonić twarz i brzuch, ale marnie mi wychodziło. Cały czas kiedy mnie bił, krzyczał coś o tym że jak się do niego odnoszę, że jestem małą ku*wą i tak dalej.
Potem po prostu odszedł na odchodne plując mi w twarz.
Nie zrobił mi nic poważniejszego. Poza rozciętą wargą, rozbitym nosem i prawdopodobnie podbitym okiem nic mi nie było, a no i na pewno będę miała masę siniaków. Najgorsze było jednak to, że zrobił to na oczach wszystkich pracowników, tym samym urażając moją dumę. Czułam się strasznie. Ból fizyczny mogłam znieść, bo to nic takiego... ale to przecież był mój ojciec.
Wybiegłam ze studia i zbiegłam po schodach na dół. Droga powrotna była o wiele krótsza. Nie mogłam jechać autobusem czy taksówką. Jak bym wytłumaczyła co mi się stało... no właśnie.
Byłam zdana na samotny spacer w deszczu. Może i dobrze że pada... przynajmniej nie widać że płaczę i trochę zmyje mi tą krew...
W domu byłam o ... właściwie nie wiem o której, robiło się już ciemno a światła w domach już powoli gasły. Czyli musiało być późno.
mocno nacisnęłam klamkę i szybko pobiegłam do swojego pokoju, no i jak zwykle wpadłam na Stylesa. Zanim coś powiedział ja zdążyłam się zamknąć w swoim pokoju.
- Lotty, otwórz - Uderzał pięściami w drzwi

- Zostaw mnie w spokoju! - Krzyknęłam
Nie miałam nawet siły ochrzanić go za to jak mnie nazwał
- Co się stało? Kto ci to zrobił?
- Spier*alaj - Krzyknęłam podirytowana
Dobijał się do drzwi jeszcze jakiś czas, ale potem wszystko ucichło. Myślałam że dał sobie spokój, ale nie. On najwidoczniej poszedł po resztę, bo po jakimś czasie w moje drzwi tłukli się już wszyscy.
Wyłączyłam myślenie wyjęłam moją dawna przyjaciółkę.
- Długo się nie widziałyśmy kochana - Szepnęłam
Podwinęłam rękaw mojej przemoczoej bluzy i wykonałam kilka cięć. Po moim ciele rozszedł sie bół, który pozwolił mi zapomnieć o wszystkim innym.



sobota, 21 grudnia 2013



Hej wszystkim, jestem trochę zawiedziona bo widziałam że jest całkiem dużo wejść ale nie ma żadnego komentarza pod ostatnim rozdziałem : ((
Nie dodam kolejnego rozdziału dopóki pod 5 nie pojawi się kilka komentarzy. Amen.
Enjoy. Wasza Liwia

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 5.

- Pocałuj mnie
- Zgłupiałeś?! - Prychnęłam
- Nie, to twoje zadanie - Oznajmił, a uśmiech nie schodził z tych jego idealnych ust
- Nie zrobię tego! - Zaplotłam ręce na klatce piersiowej
- Ale dlaczego, boisz się mnie? To tylko jeden, nic nie znaczący całus
Zastanowiłam się na chwilę, w końcu co mi szkodzi...
- Dobra, ale najpierw musisz mnie złapać - Poderwałam się z miejsca i zaczęłam uciekać
Nie przemyślałam tego wcześniej. Przecież ja kompletnie nie znam tego domu. W końcu wbiegłam do jednego z pomieszczeń. Basen... Zaraz co? Oni mają basen?
Przez chwilę zapomniałam że Styles mnie goni. Stałam osłupiała i wpatrywałam się w tafle wody. Panicznie boję się tej piekielnej cieczy. Po niecałej minucie poczułam czyjś obecność w pomieszczeniu. Jak myślicie kto to mógł być... chłopak zbliżał się coraz bardzie a moje stopy sięgały już krawędzi basenu.
- Dobra, zrobię to - Powiedziałam w końcu zamieniając się z nim miejscami
Teraz to on stał na krawędzi basenu
- Wiedziałem że tak będzie - Zaśmiał się chytrze
- To wszystko przez ciebie... to przez to że nie mogę ci się oprzeć - Podeszłam do niego bliżej.
Stanęłam na palcach i chwyciłam go za koszulkę. Chłopak nachylił się nade mną i kiedy już miał mnie pocałować popchnęłam go do tyło, a on wylądował w wodzie. Zanim zorientował się co się stało ja już zdążyłam stamtąd uciec.
Wróciłam do salonu cały czas się śmiejąc.
- Zrobiłaś to? - Zapytała Ree z wytrzeszczonymi oczami
- Nie - Nie mogłam przestać się śmiać
- To gdzie Harry? - Zapytał Liam
- Tak bardzo się napalił że musiał ochłonąć w basenie... - Popatrzyli na mnie  zdziwieni
Po tym jak wszystko im opowiedziałam razem wybuchliśmy śmiechem. I właśnie w tym czasie do salonu wrócił Harry.
Nadal był w mokrych ubraniach, zdążył tylko zdjąć mokrą koszulkę. Woda lała się z niego jak z wodospadu...
- To było chamskie i nieprzewidywalne - Zaczął - Zaskoczyłaś mnie... Lubię ostre dziewczyny
No nie mogę on zamiast być na mnie zły, zamiast sobie odpuścić... jemu się to podobało?!...
- A ja nie lubię... ciebie - Powiedziałam po chwili zastanowienia
- Harry, idź się przebież... zniszczysz nam podłogę - W końcu zareagowała Ree
- Podziękuj swojej przyjaciółce - Wskazał na mnie i wyszedł
 Gra toczyła się nadal, ale już po kilku kolejkach znudziło nam się.
Dochodziła godzina 22:00 a ja nadal nie odrobiłam zadań, nie wspominając o nauczeniu się czegokolwiek na poprawkę z francuskiego... - Mówiłam już że go nienawidzę...
Z torebki wyjęłam podręcznik do francuskiego i zaczęłam powtarzać materiał, który miał być na poprawce. Niestety było już późno a mój mózg nie pracował taj jak należy. Jak zwykle olałam naukę i wyjęłam pamiętnik.
Ja to jednak jestem odpowiedzialna. Wiem że słabo nie idzie z francuskiego, ale u tak się nie uczę... na bo kto by się francuskiego uczył? Angielski to język uniwersalny, uczą się go wszędzie i wszędzie się dogadam... A jeśli chodzi o dzisiejszy dzień to w sumie nie było tak źle, no może oprócz tego że oblałam test z francuskiego : // Graliśmy w butelkę i fajnie bo dowiedziałam się coś o chłopakach, polubiłam ich może za jakiś czas będę mogła powiedzieć że się z nimi przyjaźnie? Sama nie wiem ,ale wątpię bym mogła to powiedzieć o Harrym. To jak go dzisiaj załatwiłam było mistrzowskie i bezbłędne... tak wiem skromna jestem, ale to prawda xdd... i ta jego mina jak spadał do wody.... wyobrażam sobie teraz jak krzyczy Nieeee, tylko tak wiecie w spowolnionym tempie... hehe, nadało by się to do filmu : ))        
A tak BTW, czy tylko ja zauważyłam że odkąd tu mieszkam jestem jakaś weselsza... tak wiem to raptem dwa dni, ale widać różnicę c'nie?  

Rano jak zwykle żałowałam tego że się nie pouczyłam, ale teraz już nie było czasu nawet na powtórzenie. Zwłaszcza że zaspałam. Szybko ubrałam się w jakieś luźne i wygodne ubranie. Nie lubiłam stroić się w sukienki. Zrobiłam nawet lekki makijaż. Włosy spięłam w luźnego koka, a na środku głowy zawiązałam bandanę. Wyjątkowo szybko się wyrobiłam. W biegu porwałam jeszcze torebkę z książkami i aparat. Nie było czasu na śniadanie, zabrałam więc jedno jabłko które postanowiłam zjeść po drodze. Szkoła była jakieś 30 minut spacerkiem od domu więc miałam trochę czasu. Obiecałam sobie że po tym co wczoraj się wydarzyło, nie jeżdżę do szkoły z chłopakami, a jednak ten musiał się napatoczyć.

- Wsiadaj mała - Usłyszałam warkot ślinika i zachrypnięty głos próbujący go przekrzyczeć
- Hehe... - Zaśmiałam się sztucznie - Z tobą nie jadę! Wolę jeszcze trochę pożyć - Ruszyłam do przodu
- A wiesz która godzina?
Spojrzałam na zegarek, faktycznie musiałam trochę się zagapić bo do dzwonka zostało mi 5 minut.
- Jakoś dam radę
Przyśpieszyłam kroku, ale on podjechał bliżej
- No wsiadaj, nie dasz się chyba prosić? - Popatrzył na mnie jednym z tych swoich spojrzeń
- Masz dzisiaj dobry dzień Styles - Powiedziałam obchodząc samochód z drugiej strony i zajęłam miejsce pasażera
Nie myślałam że tak szybko złamię dane sobie słowo.
Chłopak popatrzył na mnie kątem oka i lekko się uśmiechnął, po czym ruszył z piskiem opon.
Skręcił w jakąś nie znaną mi uliczkę, ale pomyślałam że to jakiś skrót. Wcześniej nie bywałam w tej części miasta więc zbyt dobrze jej nie znałam.
- Harry! Gdzie ty jedziesz? Szkoła jest w drugą stronę - Podniosłam głos kiedy chłopak skręcił na skrzyżowaniu
- A kto powiedział że jedziemy do szkoły - Uniósł lekko brew
- Idioto! Zatrzymaj się, idę do szkoły! - Rozkazałam a on posłusznie zjechał na pobocze.
Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dookoła. Jak mogłam nie zauważyć że wyjechaliśmy z Londynu? Popatrzyłam na niego morderczym spojrzeniem.
- Kiedyś cię za to zabije! - Oznajmiłam wracając z powrotem do pojazdu.
- Oj tam, oj tam - Machnął ręką - Wiem że nie umiesz się na mnie gniewać
- To chyba się trochę pomyliłeś - Odwróciłam się w drugą stronę i w milczeniu przyglądałam się mijanym przez nas budynkom.
Miał rację, nie byłam zła... bo właściwie to uratował mnie od pisania poprawki z francuskiego, ale z drugiej strony w szkole miałam za duże zaległości by pozwolić sobie na wagary...
Samochód się zatrzymał a chłopak wysiadł z niego i poszedł otworzyć mi drzwi.
- Jesteśmy na miejscu - Wyciągnął do mnie rękę żeby pomóc mi wstać
Znajdowaliśmy się przed wielkim namiotem, do którego wchodziły tłumy dzieciaków, zajadających się watą cukrową i innymi słodyczami.
- Cyrk? Zabrałeś mnie do cyrku? - Popatrzyłam na niego jak na idiotę, którym z resztą jest
- Tak, przyda ci się trochę rozrywki - Złapał nie za rękę i pociągnął do przodu.
"Wyleciałam" z samochodu i zatrzymałam się na jego torsie. Szybko go od siebie odepchnęłam i ruszyłam w zupełnie nieznanym mi kierunku.
- Gdzie ty idziesz? - Pobiegł za mną
- Jak najdalej od ciebie! - Krzyknęłam
- Lotty...
- Nie mów tak do mnie! - Znowu podniosłam głos odwracając się w jego stronę
- Przez ten jeden dzień zapomnij o tym jak bardzo mnie nie lubisz i chodź ze mną do tego cyrku - Powiedział spokojnie
- Niby dlaczego miała bym to zrobić?
- Skoro już tutaj jesteśmy - Wzruszył ramionami
Zgodziłam się... tak wiem głupia jestem, ale co miałam zrobić. Byłam nie wiadomo gdzie, nie wiadomo jak daleko od domu...
Weszliśmy do namiotu i zajęliśmy miejsce tuż przy arenie.
Było na prawdę nie źle, klauni byli śmieszni, akrobaci profesjonalni a niektóre zwierzęta na prawdę słodkie...No i Harry, w ogóle się nie odzywał co było bardzo dużym plusem.
Do domu wróciliśmy około 15:00 czyli tak jak ze szkoły. Gdybyście widzieli miny wszystkich kiedy weszliśmy razem do domu.
- Gdzie wy byliście? - Zapytali jednocześnie Zayn i Niall
- Zapytaj tego idioty - Powiedziałam oschle i ruszyłam do swojego pokoju.  
Na moich drzwiach wisiała karteczka a na niej było napisane "12 dni kochanie"
Podarłam ją na małe kawałeczki i rozsypałam przed drzwiami na przeciwko. Zapomniałam wspomnieć że drzwi z tą durną, egoistyczną tabliczką należały do Stylesa... a do kogo?
Od razu po wejściu skierowałam się do łazienki. Po całym dniu uznałam że dobrze mi zrobi długa kąpiel.

Od autorki:
Wiem że wyszło beznadziejnie,
 ale kompletnie nie miałam pomysłu
 na ten rozdział. 
Dziękuje za wszystkie komentarze,
 które pojawiły się pod rozdziałem 4. 
Jesteście wspaniali : ))                                                                                                                                                                                                                

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 4.

Dokładnie o 7:30 zadzwonił mój budzik. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i i podreptałam do szafy. Nadal nie wierzę że to mój pokój. Wyjęłam granatową bluzę w kwiatki, popielate rurki, szarą i smerfetkę. Razem z ubraniami skierowałam się do mojej nowej, prywatnej łazienki. Tam wzięłam szybki prysznic i ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania. Na nogi założyłam czerwone trampki na koturnie, na głowę ubrałam smerfetkę a na rękę plecioną bransoletkę którą kiedyś dała mi mama.
Byłam w tak dobrym humorze że nawet skusiłam się na delikatny makijaż. Kiedy już wyglądałam jak człowiek, do torby spakowałam potrzebne rzeczy a na szyję zawiesiłam aparat. Kiedy byłam gotowa zeszłam do kuchni.
W kuchni było już kilka osób, ale niektórych jeszcze brakowała. Usiadłam przy stole i zabrałam się do jedzenia przygotowanych przez Ree gofrów. W wejściu do jadalni ktoś stanął ale ja nadal nie podnosiłam wzroku.
- Co się stało że raczyłaś zejść na dół kochanie. Na sam dźwięk tego głosu się wzdrygnęłam. No tak, mogłam się tego domyślić. Spojrzałam na chłopaka w lokach z grymasem na twarzy. Ale nic nie powiedziałam.
- Ładnie wyglądasz - Wyszczerzył się
- Ehh... biedny Harry, taki naiwny. Myśli że obchodzą mnie jego komplementy...smutne - Powiedziałam jakby do siebie
- Ha! Zapamiętałaś moje imię! Jesteśmy na dobrej drodze!
Szlag, zaklęłam w myślach i się skrzywiłam. Lokowaty stał tuż za mną.
- 13 dni - szepnął mi do ucha - tik tak, tik tak..
Odskoczyłam od niego jak oparzona i warknęłam pod nosem. On naprawdę nie miał zamiaru odpuścić. Po chwili do jadalni weszła cała reszta. Wszyscy się ze mną przywitali i uśmiechnęli. Odwzajemniłam to, ale już po chwili musiałam się żegnać. Miałam jeszcze pół godziny na dojście do szkoły, a kompletnie nie wiedziałam jak daleko ona jest od mojego nowego domu. Wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się dookoła. Po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku że iście do szkoły na nogach nie jest dobrym pomysłem bo kompletnie nie wiedziałam w jakiej części miasta jestem. Wróciłam do środka i z szerokim uśmiechem skierowałam się do wszystkich.

- Podrzuci mnie ktoś do szkoły? - Zrobiłam oczka kota ze Shreka.
- Oczywiście najdroższa - Po chwili u mojego boku stał Styles
- Nie ma innych chętnych? - Zignorowałam go
- Podwieziemy cię wszyscy... i tak jedziemy do studia - Powiedział Liam a ja z ulgą wróciłam do stołu
- Dzięki - Powiedziałam tylko
- Nie ma za co mała - Jak myślicie kto to powiedział? Styles a kto?
- To nie było do ciebie - Posłałam mu wredny uśmieszek i zajęłam miejsce pomiędzy Niallem a Ree.
Samochód zatrzymał się przed dużym budynkiem a ja nie sądziłam że przez to mogą być aż takie problemy. Wysiadłam z pojazdu żegnając się z chłopakami. Kiedy tylko samochód odjechał podbiegły do mnie chyba wszystkie dziewczyny ze szkoły wypytując o chłopaków... no tak, przecież oni są sławni.
- Jacy oni są?
- Chodzisz z którymś?
- Dasz mi numer Zayna?
Zasypywały mnie lawiną pytań a ja na żadne z nich nie znałam odpowiedzi. Nie wiedziałam jacy są, nie miałam ich numerów... nawet nie mogłam zapamiętać ich imion.
Przedarłam się przez tłum rozwrzeszczanych nastolatek i pobiegłam do szkoły. Na szczęście zaraz po wejściu do budynku zadzwonił dzwonek i wszyscy musieli iść na lekcje. Inaczej nie wiem jak bym sobie poradziła.
Kiedy tylko usiadłam w mojej ławce w samym tyle, nauczycielka oznajmiła że piszemy test... ja jak zwykle o nim zapomniałam. Dostałam kartkę z zadaniami i popatrzyłam na nią szerzej otwierając oczy. Nienawidzę francuskiego, nie dam rady się go nauczyć, nie umiem... pewnie przez ten chory język nie przejdę do następnej klasy. No bo jak?
Wiedziałam że nic nie napiszę zanim jeszcze przeczytałam pierwsze zadanie. Miałam racje. Niestety. Przez 45 minut bawiłam się długopisem licząc że coś wymyśle ale nie udało się. Lekko przybita wyszłam z klasy i udałam się do stołówki
***
Weszłam do domu rzucając torbę pod nogi i przybita podreptałam do salonu. Rozłożyłam się na kanapie licząc na chwilę spokoju, ale nie do domu wpadli oni. Cała gromada. Niby mnie zignorowali ale nie obyło się bez jakiegoś komentarze za strony Harrego.
- Coś się stało Lotty? - Przykucnął tuż obok mojej głowy i chwycił mnie za rękę. Nawet nie miałam siły się wyrwać
- Spadaj - Westchnęłam z zamkniętymi oczami
- Skąd ta nie chęć - Szepnął mi do ucha specjalnie je przy tym muskając
Nadal nie otwierając oczu chciałam go odepchnąć ale nie mogłam trafić. Otworzyłam oczy i odwróciłam się w jego stronę, przez co prawie stykaliśmy się nosami. Chłopak zadziornie się uśmiechnął co odwzajemniłam a potem odepchnęłam go do tyłu tak mocno że prawie upadł.
- Daj mi wreszcie spokój! - Podniosłam głos a potem znowu wróciłam do odpoczywania
Mój spokój nie trwał długo bo Harry wpadł na "cudowny pomysł" gry w butelkę. Oczywiście wszyscy się zgodzili, a ja biedna, mała Charlie nie miałam nic do gadania.
Najpierw kręcił Zayn, wypadło na Louisa, wybrał zadanie. Wyszło na to że musiał wyrzucić wszystkie swoje marchewki. Kiedy to robił wyglądał jak zbity szczeniak... nie ogarniam, to tylko marchewki... następne zadanie nie były lepsze, tak samo jak pytania... Na mnie jeszcze ani razu nie wypadło, tym razem kręcił Harry tak jak się obawiałam czubek butelki zatrzymał się na mnie Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na niego. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i zrobił minę, jakby miał jakiś plan.
- No to jak Lotty, pytanie czy wyzwanie? - Zapytał z zadziornym jak zwykle uśmieszkiem
- Jak już to Charlie i wyzwanie - Powiedziałam przewracając oczami
- Dobry wybór, Lotty
- Charlie! - Poprawiłam go
Popatrzył na mnie tak jak by na to czekał od początku gry i już wtedy wiedziałam że to nie był dobry pomysł z tym wyzwaniem. Kiedy wreszcie wyzwanie padło z jego ust, potrzebowałam chwili aby do mnie dotarło. Jak mogłam tego nie przewidzieć... przecież to było oczywiste że zada mi takie zadanie...
- Pocałuj mnie

Rozdział 3.

A więc to już dzisiaj. Wyprowadzam się. Zmieniam swoje życie. Walczę o szczęście bla... bla... bla... a tak w ogóle to jak powiedziałam ojcu o mojej wyprowadzce to myślałam że mnie spakuje i wypchnie za drzwi... ale nie musiał poczekać ten tydzień. Śmieszne jest to że nawet nie wiem z kim mam mieszkać. Ree opowiadała mi o nich ale rzadko słuchałam no bo kto by pomyślał że kiedyś z nimi zamieszkam... no właśnie nikt. Wiem tylko że jest ich 5 i są chłopakami... to trochę mało.

Zapięłam ostatnią walizkę i razem z nią zeszłam na dół. Nawet nie miałam się z kim żegnać, czy to nie straszne...
Przed domem stał samochód Ree. Pomogłam mi z bagażami i razem z nią wsiadłam do samochodu.
- Jej! Normalni tak to się dawno nie cieszyłam - Mówiła podekscytowana Loreen
- Taa... ja też - Wcale się nie cieszyłam. Bałam się
-Będzie dobrze - Starała się mnie pocieszyć
- Wiem zawsze jest - Westchnęłam
- Charlie!
- No przepraszam - Powiedziałam już weselej - Dziękuje za to co robisz - Uśmiechnęłam się ciepło
- Nie ma się czego bać. Oni są na prawdę fajni - Mówiła patrząc ja jezdnie
Po około godzinie jazdy - o dziwo nie było korków - zatrzymałyśmy się przed wielkim domem.
- Nasz dom jest za tą willą czy jak? - Spytałam zdziwiona kiedy dziewczyna wysiadła z samochodu
- To jest nasz dom - Uśmiechnęła się
- W takim razie WOW! - Krzyknęłam
Dziewczyna nacisnęła na klamkę a drzwi się uchyliły. Nie zamykają? Dom był śliczny taki nowoczesny.
Zaraz po wejściu znalazłyśmy się w salonie. Tam na białej, skórzanej kanapie siedziało czworo chłopaków. Wgapiali się w telewizor. Pewnie grali w Fifę, bo nawet nie zauważyli jak weszłyśmy... heh taka myśl, łatwo by ich było okraść. Drzwi otwarte o oni oderwani od rzeczywistości...
Ale nie to jest ważne, bo kiedy tylko się odwrócili rozpoznałam w nich chłopaków z sesji... serio? No błagam!
- Charlie to jest... - Chciała mi ich przedstawić
- My się znamy - Przerwał jeden, ale właściwie nie potrzebnie bo przez ten tydzień kompletnie zapomniałam jak mają na imię.
Po minie Ree widać było że się zdziwiła i nie bardzo wie co powiedzieć, ale w końcu wróciła do normalności i zapytała
- Jak? Skąd? - Na jej twarz wkradł się szeroki uśmiech
- Mieli sesje i przez dwa dni już porządnie zdążyli mnie wkurzyć - Popatrzyłam na nich z udawaną niechęcią, ale właściwie do nich nic nie miałam. Najgorszy był ten w lokach...ugh... on to do szału potrafi doprowadzić... Może tu nie mieszka...
- Heh... no tak cali oni - Zaśmiała się - Chodź pokaże ci pokój - Pociągnęła mnie za rękę do góry
Szłyśmy wąskim korytarzem mijając drzwi które znajdowały się po obu stronach korytarza.
Na końcu znajdowały się jedne drzwi, jedyne, które nie były ozdobione żadną tabliczką typu: "Pokój wodza" lub jeszcze bardziej egoistyczne w stylu "Uwaga!!! Wchodząc do tego pokoju jesteś narażony na promieniujące piękno właściciela" - taka tabliczka wisiała na drzwiach który były na przeciwko moich.
- Gotowa? - Zapytała Loreen, ja tylko niepewnie kiwnęłam głową i zacisnęłam rękę na klamce
Wzięłam głęboki wdech i weszłam do pomieszczenia. Było idealne. Durze, tak bardzo duże. Z szeroko otwartymi oczami podeszłam do białej sofy i nadal zszokowana, zachwycona i wniebowzięta usiadłam na niej żeby przypadkiem nie zemdleć. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. W oczy rzuciło mi się dwoje drzwi. Za jednymi jak mniemam znajdowała się łazienka, ale co z drugimi. Garderoba? Niee... Szafa znajdowała się w pokoju. Nacisnęłam na klamkę i nie przedłużając napięcia jakie we mnie panowało weszłam do środka. W pomieszczeniu było zupełnie ciemno. Zapaliłam światło, ale zamiast jasnego rażącego światła żarówka zapłonęła czerwienią... to była ciemnia do wywoływania zdjęć. Jestem pewna że to pomieszczenie to robota Ree. Wie że mam słabość to tego typu zdjęć. Kiedy wróciłam do pokoju stały tam już wszystkie walizki z Loreen gdzieś zniknęła. Nie przejęłam się tym, przecież ma swoje życie, nie może chodzić za mną krok w krok. Uznałam że najlepiej będzie jak się rozpakuj, powstrzyma mnie to od ucieczki z tego domu, niby jest świetnie ale nie wiem jak zniosę towarzystwo chłopaków.
Układanie ubrań w szafie trochę mi zajęło, a przecież musiałam się zająć zdjęciami i różnymi innymi drobiazgami które ze sobą zabrałam. Na koniec zostawiłam sobie łazienkę, wydawało mi się że tam będzie najmniej roboty... jak bardzo się myliłam kiedy okazało się że do rozpakowania mam mnóstwo kosmetyków... których oczywiście nie używam...
Zeszłam na dół licząc że nikogo już tam nie będzie, ale ja przecież nigdy nie mam racji. Chłopaki siedzieli tak jak ich zostawiłam. Z dżojstikami, na kanapie, wgapionych w telewizor. Nadal grali w Fifę a mnie naszła myśl żeby z nimi zagrać. Biłam się z myślami dłuższą chwilę w końcu wypaliłam
- Mogę zagrać? - Po co to powiedziałaś idiotko? - Skarciłam się w myślach
- A umiesz? - Zapytał Louis z szerokim uśmiechem
- Szybko się uczę - Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam obok nich
- Wygrany gra z Charlie - Zarządził Liam i zaczęli grać
- Mam pytanie - Skierowałam się w stronę Zayna który niestety przegrał
Hmm? - Odwrócił się w moją stronę
- Ree mówiła że mieszkacie w szóstkę... Was jest czterech plus ona to pięciu... a ten szósty? Jest niewidzialny czy jak? - Zapytałam a on się zaśmiał
- Ten szósty z pewnością jest widzialny i jest nim Harry, który pewnie pląta się gdzieś po Londynie - Czyli jednak tu mieszka? - Zapytałam z grymasem na twarzy - Nie wyrzuciliście go?
- Nie - Wszyscy razem ze mną wybuchliśmy śmiechem
- Szkoda... - I znowu w śmiech. Faktycznie są spoko
Wyszło na to że wygrał Louis, dostałam dżojstik i włączyłam się do gry. Było 2:2 kiedy w ostatnich sekundach udało mi się strzelić bramkę.
Poderwałam się z kanapy "piszcząc" ze szczęścia.
Oni popatrzyli na mnie z szeroko rozwartymi ustami.
- Kto cię tego nauczył? - Zapytali jednocześnie
- Tata - Wzruszyłam ramionami
- Twój tata?... On chyba nie jest zbyt miły - Wypalił Niall za co dostał po głowie od Liama
- Racja... - Trochę posmutniałam - Kiedyś był inny ale... - Przerwałam - Za dużo wam powiedziałam
Było już po północy wszyscy poszli już spać, ja skierowałam się jeszcze do kuchni, z zamiarem napicia się czegoś. Otworzyłam lodówkę, na drzwiach stał karton soku jabłkowego... niestety jak się później okazało pusty... Zabrałam więc wodę i nalałam jej sobie do szklanki. Szybko ją wypiłam a szklankę włożyłam do zmywarki.
Wzdrygnęłam się lekko kiedy nagle przy wejściu do kuchni pojawił się Harry.
- Ktoś tu nie może spać - Stwierdził opierając się o ścianę
- Wzajemnie - Odpowiedziałam bez jakiegokolwiek entuzjazmu
- No Charlie... nie wpadł bym na to że to ty z nami zamieszkasz - Podszedł do mnie bliżej cały czas szeroko się uśmiechając
- To się nazywa pech - Chciałam go ominąć i udać się na górę ale mnie zatrzymał
- Dwa tygodnie - Oznajmił nachylając się nade mną a ja popatrzyłam na niego trochę przestraszona
- Co dwa tygodnie? - Spytałam teatralnie unosząc brwi
- Tyle ci potrzeba
- Na co? - Już prawie się śmiałam
- Żeby się we mnie zakochać - Szepnął mi do ucha a mnie przeszedł dreszcz
W tym momencie wybuchnęłam sztucznym śmiechem i spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Marzenia ściętej głowy świrze.
- Wrócimy do tego za dwa tygodnie jak nie będziesz mogła przestać o mnie myśleć - Zaśmiał się
- Chyba że wcześniej umrę ze starości - Ruszyłam w stronę schodów.
Tym razem pozwolił mi odejść krzycząc jeszcze za mną te dwa słowa "dwa tygodnie"
Weszłam do swojego pokoju cały czas myśląc o tym co się zdarzyło. Uznałam że takiej rewelacji nie da się nie uwiecznić. Z pod poduszki wyjęłam więc pamiętnik i zaczęłam notować.

W sumie nie są źli, szczerze mówiąc polubiłam ich... i to moje piękne zwycięstwo... gdybyście widzieli ich miny. Jedynym problemem jest Harry. No bo co to niby miało być. Mam dwa tygodnie żeby się w nim zakochać... hahahahaha... śmiech na sali. No ale prawdę mówiąc do brzydki nie jest ;-b Bez sensu jest to że jest taki nachalny, to chyba jego największa wada, znaczy nie znam go, ale myślę że tak jest... właściwie dlaczego o nim myślę? Czasem sama siebie nie ogarniam : )) Ehh... chyba już wystarczy tego pisania zanim napiszę coś głupiego. Powinnam iść spać bo nie myślę już racjonalnie xdd

Rozdział 2.


To było bez sensu... jestem osobą która nie kocha, bo tego nie potrafi, ale wtedy w tym śnie czułam się tak jakby... to było fajne. I w sumie to całe pisanie pamiętnika nie jest aż takie do dupy... przeszkadza mi tylko mój okropny charakter pisma ugh... mam ochotę wyrwać kartkę i napisać to od nowa, ale to chyba by było oszustwo c'nie?...
Jest godzina 10:00 a ja nadal leżę w łóżku, nie mam ochoty wstawać... nie mam dla kogo wstawać... jestem pewna że ojciec zabrał gdzieś swoją "dupę" a ja zostałam sama...

Po domu rozeszło się pukanie. Na mojej twarzy wymalował się grymas. Nie zwracając uwagi na to że jestem w piżamie i pewnie nie wyglądam najpiękniej zeszłam na dół i otworzyłam drzwi. W progu stała Loreen. Kto to? Oczywiście moja przyjaciółka. To ona ma przyjaciółkę? Tak mam, Ree jest chyba jedyną osobą która mnie tu trzyma. Nie widziałam się z nią kilka tygodni. Od kiedy zamieszkała ze swoimi znajomymi praktycznie się nie widujemy nie dlatego że ona nie ma czasu... to raczej moja wina. Już kilka razy z ust padła propozycja spotkani z nią i jej współlokatorami ale ja nie chcę ich poznawać ani spotykać... przez to jeszcze u niej nie byłam.
- Hej kochanie - Przytuliła mnie - Wszystko w porządku?- Zapytała wskazując na moje podbite oko
- Jasne... hej - Udałam entuzjazm ale raczej mi nie uwierzyła
- Znowu to zrobił? - Zapytała ale nie czekała na odpowiedź bo sama ją znała - Nie możesz mu na to pozwalać
- Wiesz że nie mam na to wpływu... Zresztą już prawie nie boli - Uśmiechnęłam się krzywo
Weszłyśmy do dużej kuchni. Loreen usiadła na wysokim krześle a ja zajęłam się robieniem kawy.
- Mam pomysł! - Powiedziała w końcu.
Przerwałam pracę i odwróciłam się w jej kierunku.
- Jaki? - Spytałam bez entuzjazmu jak bym wiedziała że to nie wypali
- W domu chłopaków mamy kilka wolnych pokoi i ... - Przerwałam jej
- Nie - Dopowiedziałam zanim zdążyła skończyć
- Ale dlaczego?
- Wiesz że jestem raczej odludkiem - Do ekspresu włożyłam kapsułkę - Jak mam mieszkać w domu z 6 innymi osobami... do tego chłopakami? - Podłożyłam dwie wysokie szklanki pod ekspres i napełniłam je kawą
- Dom jest taki duży że nawet się na nich nie natkniesz.... chociaż jestem pewna że ich polubisz - Zrobiła łyk zrobionej przeze mnie kawy
- Nie polubię... bo ich nie poznam - Odpowiedziałam pewnie
- Dlaczego?
- Bo nie...
- W takim razie mamy mały problem... - Nerwowo przygryzła wargę - Zaprosiłam ich do ciebie
- Co zrobiłaś?!? - Uniosłam brwi
- Zaprosiłam ich...
- Serio? - Jęknęłam
- Noo... nie, ale zawsze mogę to zrobić - Słodko się uśmiechnęła a ja posłałam jej mordercze spojrzenie.
Nie wiem jak się to jej udało ale jakoś namówiła mnie na zakupy, mało tego nawet mnie pomalowała.
W galerii byłyśmy około 13:00 Ree co chwile ciągnęła mnie do jakiegoś sklepu twierdząc że to jej ulubiony.
***
- Wyglądasz...
- Jak dziwka - Dokończyłam
- Pięknie - Poprawiła mnie
- Ale ja nie chodzę w takich sukienkach... - Jęknęłam - I jeszcze te szpilki - Niechętnie spojrzałam na buty
- Zrób to dla mnie i kup te ubrania - Złożyła ręce jak do modlitwy
- Ale...
- No prooosze! - Przeciągnęła
- Eh... no dobra - Zgodziłam się w końcu.
Nie miałam już sił się przebierać więc zostałam w dwukolorowej sukience przed kolana i granatowych szpilkach. Jak ja się mogłam na to zgodzić....
Okazało się że już jest 17:00 a ja za 30 minut mam być w studiu. Loreen zgodziła się mnie podrzucić. Wjechałam na 16 piętro i weszłam do pomieszczenia.
Trwała już sesja ale jeszcze nie było ojca więc byłam uratowana.
Kiedy tylko weszłam wszystkie oczy skierowały się na mnie. Wciąż miałam na sobie krótką sukienkę i wysokie szpilki. Zignorowałam to i po prostu zabrałam się do pracy. Jako że musiałam przeprowadzić sesję tych chłopaków co wczoraj już trochę znałam ich imiona.
- Zayn weź się trochę przybliż - Wskazałam gestem ręki
Chłopak posłusznie wykonał rozkaz.
Potem przyszła pora na sesje z modelką. Oczywiście kiedy tylko pojawiła się w pomieszczeniom chłopaki wywalili gały na wierzch bo nie ukrywam była bardzo ładna.
- Amy czy to naprawdę takie trudne popatrzyć na kogoś "maślanymi oczkami" - W powietrzu zakreśliłam cudzysłów
- To przez niego - Wskazała na Stylesa
- Wiem też mi jest ciężko na niego patrzeć, ale no błagam cię... to twoja praca - Byłam już padnięta
- Ei!... - Oburzył się chłopak
- Może mi pokażesz jak? - Zaproponowała brunetka
- Ja tu jestem od robienia zdjęć a nie od pozowania - Wykręciłam się
- A szkoda bo nadawała byś się na modelkę - Za plecami usłyszałam głos ojca, wystraszyłam się i lekko podskoczyłam
Chyba pierwszy raz od śmierci matki w jakiś sposób mnie pochwalił czy skomplementował.
- Czy ja wiem - Powiedziałam skromnie ale to było to co o sobie myślałam "brzydka, nudna, niepotrzebna"
- Ja będę robił zdjęcia a ty za pozuj - Powiedział zabierając mi aparat
- Niee...
- Co ty powiedziałaś?! - Mocno chwycił mnie za nadgarstek - Pozuj, albo policzymy się w domu - I koniec z dobrym ojcem
Niechętnie podeszłam do chłopaka i zaczęłam z nim pozować. Wiedziałam co robić bo od dziecka przyglądałam się mamie a po jej śmierci różnym dziewczynom pozującym tu w tym studiu.
Kiedy już skończyliśmy i miałam odejść Harry złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie tak mocno że lekko zderzyłam się z jego torsem. Popatrzyłam na niego przerażona i zdziwiona o on przybliżył się jeszcze bardziej
- Nie rób tego więcej - Szepnął mi do ucha i odszedł.
O co mu chodziło. Czego miałam nie robić? Pozować z nim? A czy on myśli że dla mnie to była przyjemność? No chyba nie... ugh... zresztą i tak więcej go nie spotkam, przynajmniej mam taką nadzieję bo to ona z całej piątki wkurzał mnie najbardziej.

Cały czas myślę o tym co powiedziała mi Loreen. To zmieniło by moje życie ale przecież nie mogę z nimi zamieszkać... nie?... a może mogę?... sama nie wiem w głowie mam mętlik. Co wybrać być bita czy spokojnie mieszkać z przyjaciółkom i cieszyć się życiem? Odpowiedź nasuwa się sama. Zostaje z ojcem. Żart hehe... chyba miałam dziś doby dzień skoro nawet mam ochotę na żarty. Dobra. Powaga. Jutro zadzwonię do Ree i powiem jej że zdecydowałam... 
Wsunęłam zeszyt pod poduszkę, położyłam się wygodnie i zasnęłam.

Rozdział 1.

Od czego by tu zacząć... hmm... właściwie to nie mam pojęcia co napisać. Moja przeklęta psycholog kazała mi pisać pamiętnik, ale kto normalny jest na tyle sentymentalny żeby opisywać swoje wspomnienia w zeszycie?...
Niestety jak trzeba to trzeba. Więc - tak wiem nie zaczyna się zdania od "więc" ale niby dlaczego skoro wszyscy to robią?... - Jestem taka nudna że z trudem sama siebie zapamiętuje. Mam na imię Charlotte ale wszyscy mówią mi Charlie, no może z wyjątkiem ojca który przeważnie zwraca się do mnie "ty gówniaro" a to i tak ładniejsze ze słów jakimi mnie określa...
Moja rodzina wiodła spokojne i przeciętne życie. Mama była modelką a tata fotografem. Wszystko zmieniło się po śmierci matki. Ojciec zaczął mnie regularni bić, znalazł sobie kochankę niewiele starszą ode mnie. Nie mogłam sobie poradzić z tą sytuacją... wpadłam w nałogi. Zaczęłam się ciąć, ćpać i myśleć o samobójstwie. Teraz otacza mnie śmiertelny krąg bla... bla... bla...
Znudzona rzuciłam długopis na "łóżko"
- To bez sensu - Jęknęłam
- Nie możesz się tak łatwo poddawać - Na ramieniu poczułam na ramieniu dłoń Scarlett - mojej psycholog
- A niby jak to ma pomóc? - Zapytałam marszcząc czoło
- Musisz poradzić sobie z problemami, wyrzucić je z siebie - Mówiła spokojnym głosem - Kontynuuj
Niechętnie podniosłam długopis i wróciłam do pisania.
Skłamała bym mówiąc że potrafię kochać - albo i nie? - Sama nie wiem, tak dawno mnie nikt nie kochał, moją przyjaciółką była żyletka a odskocznią biała ścieżka kokainy
- Będzie to ktoś potem czytał - Już miałam skreślić ostatnie zdanie z obawy że ktoś je przeczyta ale kobieta mnie uspokoiła
- Jeśli będziesz tego chciała...
Znowu miałam przyłożyć długopis do kartki ale zadzwonił budzik stojący na półce tym samym kończąc spotkanie.
- Zobaczymy się za dwa tygodnie - Kobieta wstała z fotela - Przez ten czas postaraj się pisać w nim regularnie - Dała mi do ręki ładnie ozdobiony zeszyt i różowy długopis z piórkami na końcu
- Jasne... jasne... - Zignorowałam jej wypowiedź - Do widzenia - Opuściłam pomieszczenie
Szłam korytarzem mijając ludzi w poczekalni. Wszyscy patrzyli na mnie jak na dziwoląga. Młoda dziewczyna, jej twarz prawie nie skażona przez makijaż, podkrążone oczy, rozszerzone źrenice, ręce pokryte licznymi bliznami - Zapewne myśleli - Jak może być tak mało chęci życia w człowieku - A jednak może, bo właściwie dla kogo mam żyć?...
Moją skórę owiał chłodny wiatr, potarłam dłońmi nagie ramiona i wbijając wzrok w chodnik ruszyłam przed siebie.
Po około 20 minutach wjeżdżałam windą na 16 piętro.
Mocno nacisnęłam na klamkę i weszłam do pomieszczenia. Pierwsze co zobaczyłam to postać pewnie zmierzająca w moim kierunku. Potem poczułam siarczysty ból na policzku - Tata mnie uderzył - Bo kto inny mógł mnie bić?
- To że jestem twoim ojcem to nie oznacza że możesz lekceważyć swoją pracę - Nakrzyczał na mnie po czym znowu mnie uderzył
- Przepraszam - Do moich oczu napłynęły łzy ale powstrzymałam się od płaczu - To się więcej nie powtórzy - Spuściłam głowę
- Oby, bo inaczej pożałujesz - Zagroził i wyszedł.
Dopiero wtedy zauważyłam że nie byliśmy sami. Całemu zdarzeniu przyglądała się piątka chłopków. Mieli miny jak by ducha zobaczyli.
- Co się gapicie? - Zapytałam oschle
- My? Nie... - Zaczęli się wykręcać i momentalnie wrócili do pozowania
Właściwie to ja nie wyjaśniłam o co chodzi - Pracuje w studiu fotograficznym mojego ojca jako asystentka a ci goście to pewnie kolejne gwiazdy pozujące do jakiegoś pisemka dla nastolatek na etapie dojrzewania cycków i ciasteczek...
Przetarłam obiektyw aparatu i zaczęła  oglądać zrobione dzisiaj zdjęcia. Lekko odskoczyłam kiedy poczułam na ramieniu czyjąś rękę
- W porządku? - Przede mną stał zielonooki brunet
- Nie, ale gówno cie to obchodzi - Odpowiedziałam szorstko i wróciłam do poprzedniego zajęcia.
Jestem pewna że w tym momencie chłopak bił się z myślami czy znowu zagadać czy może odpuścić.
- A może chcesz o tym pogadać? - Czyli wybrał opcje nr. 2
-  A może nie? - Mówiłam stojąc do niego tyłem
- Dlaczego? - Odwrócił mnie w swoją stronę
- Po pierwsze chłoptasiu: bież te rączki a po drugie: co ty ode mnie chcesz? - Uniosłam brwi
- Dlaczego zgrywasz taką niedostępną? - Przyciągnął mnie do siebie
- Ja po prostu nie jestem zainteresowana - Odepchnęłam go
- Wszystkie są - Przygryzł dolną wargę
- Ale ja nie jestem wszystkimi - Doszłam do wniosku że nie odpuści więc po prostu zabrałam swoje rzeczy i wyszłam
Było około godziny 22:00. Kiedy wyszłam na zewnątrz było już ciemno. Ugh... Nie lubię ciemności...
Nie miałam jednak wyjścia. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam moją ulubioną playlistę i ruszyłam w kierunku domu.
***
Z pokoju ojca dobiegały głośne, kobiece jęki. Przewróciłam oczami. Na mojej twarzy malowało się zniesmaczenie. Szybko udałam się na moje piętro aby tego nie słyszeć. Torbę rzuciłam w róg pokoju a sama udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Wysuszyłam włosy i poszłam spać...

Serce biło mi szybko. Ręce drżały. Wciągnęłam kolejną kreskę po czym ocierając nos podniosłam głowę. Przede mną stała jakaś postać. Nie widziałam jednak kto to. Po sylwetce poznałam że to chłopak. Tajemnicza osoba wessała się w moje usta. W żołądku poczułam przyjemny ucisk.
- Kim jesteś? - Spytałam po skończonym pocałunku
- Jestem...

Nie doczekałam odpowiedzi... poczułam jak słabnę i opadłam na posadzkę... to chyba był mój ostatni spacer po białej ścieżce...