wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 7.

Siedziałam przy łóżku w zakrwawionej dłoni ściskając długopis. Czułam się coraz słabsza, ręce mi drżały a rany piekły coraz bardziej. Ostatkiem sił napisałam jeszcze dwa słowa Chce umrzeć! Bezwładnie opadłam na podłogę a ostatnie co pamiętam to trzask i otwierające się drzwi.
Czułam straszny ból w okolicy lewego nadgarstka, chciałam otworzyć oczy ale moje powieki wydały mi się wtedy najcięższą rzeczą na świecie.
- Harry nie denerwuj się tak! -  Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi i głos należący najprawdopodobniej do Ree.
- Jak do cholery mam się nie denerwować? - Prawie krzyczał
- Nic jej nie będzie - Uspokoił go Liam
- Popatrzcie na te kable - Powiedział tak cicho że ledwo go usłyszałam
- Wiemy że ci się podoba ale... - Nadal próbowałam otworzyć oczy, ale teraz wydawało się dużo prostsze - Cii... budzi się - Uciszył ich Lou
Rozchyliłam powieki i nawet nie zdziwiło mnie to że jestem w szpitalu. Nie pamiętam ile razy już próbowałam to zrobić... zabić się. Po kilku nieudanych próbach straciłam rachubę.
Wszystkie oczy skierowane były na mnie... no prawie wszystkie. Harry, wyglądał na mega zdołowanego. Trochę jak by się martwił, ale chyba nie o mnie?
- Harry kochanie - Zaczęłam przesłodzonym tonem - Co taki smutny jesteś? Uświadomiłeś sobie że wcale nie jesteś taki fajny za jakiego się uważasz - Udałam przejętą
- Widzę że żarty się ciebie trzymają - Zaśmiał się nerwowo
- A dlaczego miało by być inaczej? - Prychnęłam
- Wczoraj chciałaś się zabić... prawie co się udało - Podniósł głos - A dzisiaj jak gdyby nigdy nic się śmiejesz? A co by było gdybyśmy nie wyważyli drzwi? - Prawie krzyczał ale raczej nie był zły raczej się martwił
- Wreszcie by mi się udało...- Powiedziałam do siebie ale oni usłyszeli bo popatrzyli na mnie z wytrzeszczonymi oczami
- Co by ci się udało?
- Zabiła bym się... moje życie to jedna wielka pomyłka - Krzyknęłam a wszystkie te urządzenia zaczęły szybciej pikać
- Za dużo tego jak na mnie... - Styles zerwał się z krzesła i zdenerwowany wyszedł.
W sali zapanowałam głucha cisza. Nikt nic nie mówił. Siedzieli i gapili się na mnie jak na ducha.
- Nie miałam tego na myśli - Powiedziałam cicho
- Ja wiem... - Ree przytuliłam mnie mocno a jej głos drżał. Po chwili dołączyła się pozostała czwórka.
Drzwi do sali dotworzyły się i weszła stara pielęgniarka. Była pomalowana mocną różową szminką i wyglądała na typową jędze. Nie pomyliłam się zbyt wiele bo już po chwili jej skrzekliwy głos przerwał ciszę.
- Pacjentka musi odpoczywać. Proszę stąd wyjść - Praktycznie wykopała ich za drzwi
Zawsze myślałam że pielęgniarki powinny być czystym wcieleniem anioła a ta raczej przypominała kobiecą wersje Lucyfera. 
- Jak długo tu będę - Zapytałam najmilej jak umiałam 
- Jak dla mnie możesz wyjść już dzisiaj, ale twój lekarz kazał ci zostać do do końca tygodnia - Wyskrzeczała, brzmiała gorzej od żaby
- Nie dało by się tego jakoś przyspieszyć? - Jęknęłam. Nie skakałam z radości na wieść kilku dniach spędzonych tutaj
- Masz na ręce 23 szwy - Podniosła głos - Następnym razem pomyśl zanim będziesz chciała się zabić. - Podniosła głos
- Jasne - Spuściłam głowę. Dopiero teraz dotarło do mnie co chciałam zrobić
Kobieta wyszła a ja zostałam sama... oczywiście nie na długo. Zaraz po jej wyjściu do sali wparowała cała reszta.
- Wredne babsko - Syknęła Ree
- No nie była zbyt przyjemna - Zaśmiałam się
- Kiedy wychodzisz? -Zapytał Lou 
- Jutro- Skłamałam. Nie miałam zamiary zostać tam ani chwili dłużej 
- Co? Tak szybko? Co za brak odpowiedzialności! Mogłaś umrzeć! Muszę porozmawiać z twoim Lekarzem... - Włączyła się katarynka Li
- Ani się waż - Złapałam go za róg koszuli kiedy tylko poderwał się z krzesła
Niechętnie opadł na swoje miejsce. Na chwilę zapanowała cisza którą szybko przerwałam.
- Gdzie właściwie poszedł Harry?
- A co stęskniłaś się za swoim "kochaniem"? - Zapytała podejrzliwie Ree
- Najchętniej bym go nie oglądała ale... cóż... muszę mu coś wyjaśnić - odpowiedziałam
- Siedzi na ławce przed szpitalem... zawołam go - Na ochotnika zgłosił się Niall
- Sama do niego pójdę - Zaczęłam się podnosić
- Nie! - Zabronili mi wszyscy na raz
- Spoko... gorsze rzeczy przeżyłam - Machnęłam ręką i jednym szybkim ruchem odczepiłam wszystkie kable
Windą zjechałam na sam dół a potem skierowałam się do ogrodu gdzie pacjenci szpitala mogli spacerować z odwiedzającymi ich rodzinami. 
Na ławce pod drzewem siedział Harry. Miał spuszczoną głowę i z wielkim zainteresowaniem wpatrywał się w ziemię.
- Widzisz coś tam? - Zapytałam siadając obok
- Nieważne - Nawet na mnie nie spojrzał
- Nie chodziło mi o to że... - Urwałam - Znaczy... wiem, byłam głupia - Westchnęłam
Zapanowała głucha i krępująca cisza. Z nudy zaczęłam bawić się palcami. Czułam się winna nie dla tego że mogłam się zabić... raczej przez to że naraziłam na stres przyjaciół i Stylesa.
- On ci to zrobił? - Zapytał przerywając milczenie. Popatrzyłam na niego lekko zmieszana. Nie rozumiałam o co mu chodzi - Twój ojciec cie pobił? - Zapytał kładąc dłoń na moim policzku w miejscu w którym znajdował się spory siniak.
Po moich pelach przeszedł dreszcz. Zamknęłam oczy i przez chwilę zatopiłam się we własnych myślach. Szybko się jednak otrząsnęłam. Na moje usta wkradł się cień uśmiechu. 
- Weź tą rękę kochanie - Jak zwykle użyłam przesłodzonego tonu, który bardzo polubiłam
- Psujesz chwilę - Szepną nadal gładząc mój policzek
- Bierz te łapy Styles - Podniosłam trochę głos
- 6 dni - Stwierdził bardziej do siebie
- Musisz bardziej się postarać - Wstałam z ławki
- Czyli jest jakaś szansa? - Zapytał przygryzając wargę
- Nie - Pokręciłam głową i ruszyłam w stronę budynku 
- Ei! Gdzie ty idziesz? - Podbiegł do mnie
- Do środka. Jest mi zimno - Oznajmiłam nie zwalniając
- Mogę dać ci moją bluzę - Zaproponował ochoczo
- Nie masz bluzy - Popatrzyłam na niego jak na idiotę
- No tak... - Zastanowił się - Coś wymyśle!
- Spadaj Styles! - Zatrzymałam się
- Za buziaka - Pokazał na swój polik
- He... kpisz - Prychnęłam i znowu zaczęłam iść tylko dwa razy szybciej 
- No weź Lotty!
- Papa kochanie - Pomachałam mu wchodząc do windy.
Chciał wejść za mną ale zanim dobiegł, drzwi się zamknęły
Weszłam do białej sali z 3 pustymi łóżkami i jednym w którym miałam dzisiaj spać. Moi przyjaciele siedzieli na krzesłach tak jak  ich zostawiłam.
- Możecie iść do domu  - Odpowiedziałam rozwalając się na wyjątkowo wygodnym łóżku.
-  Nie zostawimy cię tu samej - Zarzekał się Zayn.
- Błagam wróćcie do domu i zabierzcie z powrotem tego idiotę - Wskazałam na Harrego który właśnie wszedł do sali 
- Czyżby kłótnia małżeńska? - Zapytał Lou poruszając brwiami w górę i w dół
- Louis, to że jestem w szpitalu nie znaczy że jestem słabsza niż zazwyczaj - Zamachnęłam się nad głową chłopaka a on tylko się skulił
Wiedziałam że się mnie nie boi ale co tam, spróbować zawsze można.
- Dobra, dobra mała - Pomachał rękami w geście obrony
- Stary - Pokazałam mu język a on udał urażonego na co wszyscy się zaśmiali - Dobra jedźcie już do domu, jestem pewna że żadne z was nie lubię przebywać w szpitalu.
- No dobra, ale przyjedziemy jutro z samego rana - Oznajmił Niall
- Od razu jak wstaniecie? - Zapytałam unosząc brew
- No może troszkę później... musimy coś zjeść! - Podkreślił ostatnie słowo
- No i zrobić sexy fryzurkę - Zayn poprawił włosy
- Jasne, będę czekać około 20:00 - Pokiwałam głową
Odprowadziłam ich do wyjścia ze szpitala. Kiedy byliśmy już pod samymi drzwiami pożegnałam się z każdym po kolei, nawet Harremu rzuciłam krótkie "cześć" 
Nadszedł czas na pożegnanie z Loreen
- O nie kochana, może oni jadą - Pokiwała palcem - Ja tu zostaję
- Na prawdę zrobisz to dla mnie? - Ucieszyłam się, no bo od samotnej nocy w szpitalu lepsza może być tylko noc w szpitalu z przyjaciółką
- Dla ciebie wszystko 
- Kochana jesteś - Przytuliłam ją
- Dobra, dobra bo się popłacze - Lou udał obrzydzenie
-Spadaj Tomlinson - Ree bez zawahania trzepnęła go w głowę


Od autorki:
Rozdział taki sobie, 
wiem że jest nudny i krótki,
ale na swoje usprawiedliwienie
mam to że w 90% był on pisany 
na po-sylwestrowym kacu więc...
mogło być wiele gorzej.
A jak wypadł wasz sylwester?
Chce się wam chodzić do szkoły?
KOMENTUJCIE
OBSERWUJCIE
HEJTUJCIE
WHATEVER 




6 komentarzy:

  1. Czytam. Nie szantażuj tak :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam ale musiałam :'( Nie było żadnego komentarza, a ja dopiero zaczęłam moją przygodę z blogowaniem i bałam się że nikt nie czyta... a jeśli nikt nie czyta to niby dlaczego miała bym publikować moje wypociny skoro osobiście wolę kartkę i pióro?
      Dzięki że skomentowałyście. Naprawdę nie wiecie jak mnie to cieszy : )) Pod wieczór powinien pojawić się rozdział 8.

      Usuń
  2. Czytam i ... stwierdzam fakty. Ten rozdział jest zaaaarąbisty ! *.* nie moge sie doczekać następnego ;* zapraszam do mnie ---> http://loveisabeautifulfeel.blogspot.com/ , http://whenyouregoneonedirection.blogspot.com/2013/12/bohaterowie_4282.html

    OdpowiedzUsuń